Tych wydarzeń nie można było przewidzieć. Tym wydarzeniom nie można było zapobiec. Lawina wypadków przeszła przez nich szybko i gwałtownie. A przez niektórych nawet brutalnie. Czy ich świat po tym wszystkim będzie jeszcze taki sam?
piątek, 23 marca 2012
Tabula rasa
5 luty 2012, godz. 9.28, Lotnisko w Bergamo.
Bez wątpienia zombie, którego właśnie zobaczyli przed drzwiami pomieszczenia dla personelu, był ich towarzyszem podróży, Stefanem. Miał kurtkę Stefana, spodnie Stefana i buty Stefana. Ale zdecydowanie nie był TYM Stefanem, pewnym siebie wesołym czterdziestolatkiem, który przed kilkunastoma minutami zniknął w otchłani tamtego feralnego pomieszczenia.
Oczom towarzyszy ukazała się teraz przygarbiona, trzęsąca się karykatura człowieka. Stefan stał jak paralityk i nerwowo obgryzał paznokcie. Jego rozbiegane oczy bezładnie omiatały ściany i sufit sali odbioru bagażu lotniska w Bergamo. Ale tym co najbardziej przerażało patrzących na niego przyjaciół był wyraz twarzy Stefana ... a właściwie... brak jakiegokolwiek wyrazu. Zero! Pustka! Tabula rasa!
- Kononowicz - wyrwało się Baldziowi, ale zorientowawszy się, że popełnia foux pas, jak przystało na prawdziwego dyplomatę, natychmiast dodał - Eeee, znaczy.... dobrze, że już po wszystkim, nie?
- Dostał od tego wszystkiego kociej mordy. Słyszałem o takich przypadkach. - Skwitował wygląd kolegi, poruszony do głębi Qorba. Widząc jednak, że stojąca obok Papyla w reakcji na usłyszane właśnie słowa omal nie zemdlała, dorzucił szybko: - nie martw się z biegiem czasu się przyzwyczaisz.
- Hej! Tutaj! - Machając ręką, Hipsterka zawołała do stojącego w drzwiach Stefana.
Dwie wielkie błyszczące łzy spłynęły po policzkach małego Papylka...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz