czwartek, 1 marca 2012

A niech tam!

5 luty 2012, godz. 9.00, Lotnisko w Bergamo.

Tymczasem próby pertraktacji, jakie czynili pozostali członkowie polskiej ekspedycji narciarskiej zakończyły się fiaskiem. Nie dość, że umundurowany Włoch nie chciał oddać dowodu osobistego, to jeszcze się upierał, że Stefan musi iść z nim. Na nic zdały się również zabiegi dyplomatyczne Baldzia, który miał nadzieję, że posługując się językiem włoskim, zmiękczy niezłomną postawę przeciwnika. Na domiar złego z pomieszczenia dla personelu wyszedł Błyszcząca Kurtka i wspierał teraz swojego kolegę w dyskusji. Zamaszyście gestykulując wskazywał na przemian, raz na Stefana, raz na drzwi pomieszczenia, do którego zaciągnął walizkę. Powtarzał w kółko:
- Ju mast goł łif us! Ju ar drank! Ju mast goł łif us! Ju ar drank!
- Hey! Who are you to insult me? - Atakował Stefan. - I am STEFAN, STE-FAN! The citizen of European Community! Respect me! I came from fatherland of Lech Wałęsa and John Paul II! Understood?!
- Ju mast goł łif us! Ju ar drank! DRANK!
- Drinking is the way to express my personality! We live in a free world!
- Chyba jednak będziesz musiał tam z nimi pójść. – Baldziu przerwał tyradę Stefana, bo zdał sobie sprawę z tego, że nie mają już innego wyjścia jak ulec żądaniom włoskich służbistów.
- E?
- Jak z nimi nie pójdziesz to wezwą posiłki i może być naprawdę gorąco.
- A niech tam, pójdę z nimi! – Zadecydował nagle Stefan. – Może będzie tam jakiś ich zwierzchnik, to wtedy mu wygarnę. - Zwrócił się do Włochów: - Ok! I'll go with you, but I want to talk with your boss! Understood?
- Okej! Okej! - Chórem przytaknęli włosi. A Błyszcząca Kurtka nieznacznie się uśmiechnął i zacisnął dyskretnie pięść na znak tryumfu. Widząc to, Stefan poczuł się nieswojo. Coś przeczuwał...

Wolnym krokiem, ze spuszczoną głową, jak jeniec na obcej ziemi, w asyście dwóch wrogo nastawionych nieprzyjaciół, zmierzał teraz w kierunku pomieszczenia dla personelu. Zmierzał po swoje przeznaczenie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz