poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Łel...

5 luty 2012, godz. 9.47, Lotnisko w Bergamo.

Byli już prawie w drzwiach, kiedy biegnący za nimi Błyszcząca Kurtka, widząc, że może ich nie dogonić, zaczął dawać znaki stojącemu przy wejściu umundurowanemu strażnikowi. Ten w mig zrozumiał o co chodzi i zastąpił drogę wychodzącym właśnie z lotniska Polakom. No to mamy przechlapane, pomyślał Qorba. Baldziu  w przypływie desperacji  próbował zagadać do strażnika po włosku ale ten zdawał się go nie słyszeć. Stał wyprostowany jak struna i uśmiechał się zadowolony z dobrze wypełnionego obowiązku. Tymczasem Błyszcząca Kurtka, zasapany i jeszcze bardziej spocony, dotarł do grupy polskich przyjaciół stojących przed wejściem. Stali teraz wpatrując się bez słowa w dyszącego ciężko przeciwnika. Pogodzeni ze swoim losem, czekali na wyrok. Ciekawe kto teraz, pomyślał Qorba. Ja czy Baldziu? W sumie co za różnica, pewnie wychędożą nas obu. Byle by tylko małego Papyla oszczędzili. Na tą myśl dreszcz przebiegł Qorbie po plecach.

Tymczasem Błyszcząca Kurtka doszedł już prawie do siebie. Opanował drżenie nóg i uregulował oddech. Stanął naprzeciw Papyli i zapytał wskazując na Stefana:
- Is dis jor hazbend?
- Yes. - Papyla niepewnie skinęła głową.
- Łel... -   Gdy Włoch usłyszał potwierdzającą odpowiedź, zaczął nerwowo czegoś szukać po kieszeniach.

Czego on szuka, pomyślała Papyla. Qorba już wiedział. Gumowe rękawiczki! Ten zbok zaraz wyciągnie gumowe rękawiczki!  


.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz